Touching the Void (2003, reż. Kevin McDonald)...
08 marca 2010, 16:00
To więcej niż film. To doświadczenie. Rzecz z pogranicza filmu i dokumentu. Opisująca przekraczanie granic ludzkich możliwości. Życia i śmierci. Człowieczeństwa i walki o biologiczne przeżycie. Gdyby ktoś tę historię wymyślił, nikt by w nią nie uwierzył. Gdyby zrobić z niej hollywoodzką produkcję, każdy machnąłby na nią ręką. Na szczęście wydarzyła się naprawdę. Choć bardzo trudno w to uwierzyć.
W 1985 roku dwaj młodzi Anglicy, Simon Yates i Joe Simpson, podjęli próbę pierwszego wejścia na jeden z najtrudniejszych szczytów świata, Siula Grande w Andach, od niemal pionowej ściany zachodniej. Nie posiadali doświadczenia we wchodzeniu na takie wysokości, wcześniej wspinając się jedynie po znacznie niższych Alpach. Dysponowali natomiast młodzieńczą odwagą, poniekąd wynikającą z niewiedzy co do tego, co ich czeka, i bezwzględne przekonanie, że im się uda. Weszli na szczyt, ale schodząc z niego nastąpił dramat. Idący jako pierwszy Joe spadł i złamał nogę. Na wysokości 6 tysięcy metrów, w sytuacji braku jakiejkolwiek asekuracji z zewnątrz, był to praktycznie wyrok śmierci. Mimo to podjęli oni próbę przeżycia.
Film Kevina McDonalda odtwarza w prawdziwej scenerii kolejne etapy tej historii. Postacie Simona i Joe, a także trzeciego, biernego świadka tragedii, odtwarzają aktorzy. Ale prawdziwi jej uczestnicy wspierają swym komentarzem to, co obserwujemy. Od początku więc wiemy, że obaj wyszli z tego cało. Nie tylko nie psuje to jednak natężenia emocjonalnego filmu, ale wręcz przeciwnie. Powoduje, że oglądamy go ze wzrastającym zdumieniem. To zdumienie w trakcie trwania filmu przemienia się w coś innego, co nawet trudno określić. Po trosze jest to zachwyt nad ludzką wolą przetrwania, przeżycia najgorszego, na przekór wszystkim okolicznościom i zdrowemu rozsądkowi. Po trosze radość z tego, że im się udało (choć przecież wiemy o tym od początku). Tak, jakby to nam samym udało się to wszystko przeżyć.
Ten film jest jak wchodzenie na szczyt. Musimy przejść przez pot i olbrzymi czasem wysiłek, ale na szczycie zawsze czeka nas wybuch entuzjazmu, że dokonaliśmy tego. Dla Simona i Joe zejście z Siula Grande było koszmarnym, wręcz niewyobrażalnym, doświadczeniem, ale tym większa była ich radość z ukończenia tej wędrówki. Film McDonalda z pewnością nie zachęci nikogo do chodzenia po górach. Nawet więcej. Wielu pewnie po obejrzeniu go zastanowi się drugi raz, gdy przyjdzie im ryzykować własne zdrowie i życie. Ten film pokazuje, z jakim ryzykiem się to wiąże. Czujemy podziw dla śmiałków, którzy się tego podejmują, ale znając potencjalne konsekwencje musimy stwierdzić, że są oni szaleni.
Dla mnie najważniejsza informacja w tym filmie pada już po jego zakończeniu. Po uniknięciu pewnej niemal śmierci, po sześciu operacjach, które przywróciły mu sprawność w nodze, Joe Simpson wrócił do wspinania się po górach. To jest jak narkotyk. Nie da się przestać. Nawet gdy zdajemy sobie sprawę z tego, co nam grozi za kontynuowanie tej pasji.
Dodaj komentarz