Rewers (2009, reż. Borys Lankosz)
22 stycznia 2010, 04:09
Ponownie zdarza się, że polska krytyka wynosi pod niebiosa jakiś rodzimy film, rozpływa się w zachwytach nad nim, podczas gdy widownia w przeważającej części nie podziela owego entuzjazmu i ma świadomość, że obcuje z dziełem co najwyżej średnim. „Rewers” Borysa Lankosza może nie wywołuje przesadnej irytacji, tak jak kilka poprzednich okrzyczanych arcydzeł, ale też nie porywa tak, jak moglibyśmy się tego spodziewać po utworze do tego stopnia lansowanym. Na pewno jest to obraz nie pozbawiony zalet. Jest wyjątkowo dopracowany pod względem aktorskim, co w naszym kinie jest dużą rzadkością. Zwracają uwagę świetne role drugoplanowe Krystyny Jandy i Anny Polony i bardzo dobry Marcin Dorociński, wcielający się w postać, będącą skrzyżowaniem amanta w dawnym stylu, prostaka i powojennego pozera z gatunku Marka Hłaski. Ten papieros w ustach, ten biały płaszcz i włosy zaczesane do góry, to wszystko świadczy o tym, jak poważnie podszedł aktor do roli, w którą miał się wcielić. Agata Buzek też nie jest zła jako zahukana amatorka poezji, która nie radzi sobie z brutalnością otaczającego ją świata, chociaż pewnie z całego tego towarzystwa wypadła najsłabiej. Na tym jednak plusy filmu się kończą. Poza tym dzieło Lankosza nie spełnia oczekiwań na żadnej płaszczyźnie. Ani jako obraz minionych czasów, bo nie dowiadujemy się z niego wiele poza tym, co już od dawna wiedzieliśmy. Ani jako komedia, bo nie jest specjalnie śmieszna. Ani jako historia miłosna, bo przedstawia co najwyżej naiwność nie wyrobionej życiowo dziewczynki, która zbyt szybko ulega uczuciu do mężczyzny, który nią manipuluje.
Należy docenić pewien rys tego filmu, który w delikatny sposób pokazuje rzeczywistość, którą znamy z książek, od strony czysto kobiecej. Tego w naszej literaturze i w naszym kinie, zdominowanym niegdyś przez męski heroizm, nie było. Rzadko docierała do nas świadomość dramatu, jaki był udziałem tej części narodu, która pozostała sama po tym, jak druga część zginęła lub też poszła do więzienia. Te rewelacje są jedynak rewelacjami jedynie na naszym podwórku. To są objawienia, które są takimi jedynie z powodu istnienia daleko posuniętego uwiądu naszej kultury. Nie są natomiast wynikiem jakichś szczególnych walorów filmu jako takiego. Pod tym względem wpisuje się on niestety w cały nurt twórczości, który określiłbym jako wsteczny. W ostatnich kilku latach zadziwia to, jak wiele polskich dzieł filmowych i to tych najbardziej oklaskiwanych dotyczy spraw minionych. Jak wiele z nich nie tylko ucieka od teraźniejszości, ale nie wykazuje z nią jakichkolwiek powiązań. Bo czy cokolwiek wynika dla nas z opowieści, którą snuje nam tu pan reżyser? Moim zdaniem absolutnie nic. Ani nie ma dzisiaj już UB, ani młode intelektualistki nie są tak zamknięte w sobie i nie mające pojęcia o niczym jak dawniej. Tym sposobem film Lankosza jest kolejnym, który zajmuje się problemami, które nikogo za bardzo dzisiaj już nie obchodzą. Niby stara się on spojrzeć na przeszłość z nowej perspektywy, ale tak naprawdę brakuje mu odwagi i rozumu, by powiedzieć nam coś nowego. W rezultacie otrzymujemy pół-produkt. Rzecz zbyt nieśmiałą, by rzeczywiście wniosła do naszego spojrzenia na świat jakąkolwiek odmianę.
Dodaj komentarz